16/20, czyli krótka notka o magii

No proszę. Trzeci post na blogu i już mówię o czymś, co z Celtami i Arthurem nie ma wiele wspólnego. Szybko poszło. Jednak data jest w pewien sposób specjalna i zasługuje na skomentowanie chociaż paroma słowami.
20 lat temu w Wielkiej Brytanii wydano pierwszy tom Harry'ego Pottera w powalającym nakładzie 500 sztuk. 16 lat temu, mając 7 lat, po raz pierwszy trafiłam do Hogwartu i pomimo upływu czasu nadal z niego nie odeszłam. Wątpię, abym kiedykolwiek to zrobiła.



Pamiętam, jak czytałam pierwszy tom z wypiekami na twarzy. I jak wyszłam z tatą z kina w połowie Kamienia Filozoficznego, bo przeraziłam się krzyczącej książki (byłam strasznie strachliwym dzieckiem). Pamiętam spiczasty kapelusz i różdżkę, które dostałam z okazji premiery piątego tomu oraz czarną koronkową sukienkę, którą mama mi pożyczyła, bym mogła iść przebrana na premierę o północy w księgarni. I pamiętam jak wybierałam farbę do mojego niedoszłego pokoju w niedoszłym domu i upierałam się, że ściany mają być niebiesko-brązowe, bo to kolory Ravenclawu, a przecież ja nie chcę tam niczego poza łóżkiem, biurkiem i regałami na książki.

Przez te lata przeczytałam książki sama nie wiem ile razy. Najwięcej prawdopodobnie Więźnia Azkabanu i Czarę Ognia, bo je kocham najbardziej. Pierwszy tom posiadam w ośmiu językach, chciałabym mieć w kolejnych. Nadal poluję na hiszpański Zakon Feniksa. Jak pojadę w końcu do Walii to moim pierwszym zakupem na pewno będzie Komnata Tajemnic po walijsku.


Dzięki Harry'emu Potterowi  zaczęłam pisać coś dłuższego niż stronicowe opowiadanka w zeszycie. Miałam 11 lat i blogaska jakich wiele było na onecie. Dzisiaj pewnie spaliłabym się ze wstydu czytając tamtą radosną twórczość, ale wtedy o tym nie myślałam, chciałam jedynie dzielić się szczęściem i pomysłami. Stworzyłam jakąś szaloną mieszaninę Harry'ego z motywami z animowanego serialu o X-Menach, w końcu nikt nie jest doskonały. Przez kolejne lata dochodziły kolejne fanfiki - tak czytane, a raczej pochłaniane, jak i pisane. Część z nich uważam za moje bezcenne headcanony: o tym, że na Islandii nikt się nie przejmuje żadnymi regułami tajności, o Założycielach w czasach króla Arthura i przyjaźni Roweny Ravenclaw i Salazara Slytherina z Mordredem, o łamaczach klątw, którzy wiążą się kontraktami z duchami opiekuńczymi będącymi dawnymi Bogami mugoli... Inne motywy przeszły do w pełni "moich" tekstów.

Dorostałam z bohaterami i z nimi uczyłam się przyjaźni. Dzięki Potteromanii poznałam masę cudownych osób, które do dzisiaj są moimi znajomymi, albo przyjaciółmi. Do dziś pamiętam cudowne uczucie jak na konwencie kończyłam haftować godło Ravenclawu na czarnym kardiganie, gdy podeszły do mnie dwie dziewczyny, aby porozmawiać, bo widać łączy nas przynależność do domu. Wiem, że takie historie zdarzają się, w każdym fandomie, ale jednak poczułam coś specjalnego.

Płakałam. O Matko Noc, nie pamiętam bym nad jakąkolwiek inną serią wylała tyle łez. Po śmierci Freda nie mogłam uspokoić się przez godzinę, bo to bolało jak strata bliskiego przyjaciela. Ale zdarzało mi się też wściekać i czuć zawód. Siódmy tom skończyłam dwa tygodnie po tym, jak cisnęłam nim o podłogę po finałowej walce Harry'ego z Voldemortem. Czułam niedosyt i pewien żal, że to wszystko kończy się aż tak prosto.

A przede wszystkim ta książka bardzo mi pomogła. Kiedy było mi naprawdę źle wracałam do ulubionych rozdziałów, do miejsc, które stały mi się bliższe niż rodzinne miasto. Potem trafiłam na YouTubie na filmik dziewczyny tłumaczącej motyw światła i zaklęcia Lumos, i jak można je zastosować w psychologii. Nie pamiętam kanału, ale przekaz został w mojej głowie. I dlatego, jeśli w końcu zdecyduję się na tatuaż to chciałabym, żeby pierwszym było właśnie Lumos. Bo żadna dziura nie jest tak głęboka i tak ciemna, aby nie znalazła się w niej chociaż odrobina światła.

Za to wszystko jestem niesłychanie wdzięczna pani Rowling. Za 16 lat niesamowitej przygody. I mam nadzieję, że magia będzie trwała jak najdłużej: zwłaszcza teraz, gdy na scenę wkroczył Newt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Rycerka spod celtyckiej gwiazdy , Blogger